Prolog
Czarna dziura. Tym jest ten
nowy świat. A po co został stworzony? By pozwolić zapomnieć o
błędach przeszłości. Jednak coś poszło nie tak, z
demonstracyjnego państwa przekształciło się w despotyczne
królestwo rządzone z jednego punktu znanego jako: Stolica. Otoczone
murem miasto zostało oderwane od reszty świata. A raczej resztę
świata odizolowano od stolicy. Miasteczka oddzielone były od
centrum nie tylko murem, ale i lasem ciągnącym się w
nieskończoność. Jeszcze nikomu spoza Stolicy nie udało się tam
dostać. Do teraz... ktoś z zewnątrz włamał się do Białego
Królestwa.
***
Oczami Jean
Biegłam ile sił w nogach.
Czułam jak żołądek boleśnie mi się ściska. Nie mogłam się
zatrzymać, nie teraz. Moje brudne podeszwy zostawiały ślady na
nieskazitelnym podłożu. Biały beton po chwili odzyskał swój
dawny blask. Znów spojrzałam się za siebie co było jednym z wielu
błędów popełnionych przeze mnie tego dnia. W szkole uczyli mnie
bym powstrzymywała ciekawość, bo to może mnie kiedyś zgubić.
Może coś w tym było. Gonili mnie dwaj mężczyźni w biało-szarych
kombinezonach bojowych. Kolory ich skafandrów miały zapewne
symbolizować łącze między Stolicą, a tym co z świata pozostało.
W rękach trzymali pistolety napakowane czerwonymi strzałkami.
Minęłam kolejny budynek, ani żywej duszy. Można, by pomyśleć,
że w tak dużym mieście jak to znaleźliby się jacyś ludzie. Ale
Stolica nie była zwykłym miastem, już to wiedziałam i dopilnuję,
by inni też się dowiedzieli. Usłyszałam świst i jedna ze
strzałek ugodziła mnie w przedramię. Poczułam piekący ból który
powoli rozprzestrzeniał się po całej ręce. Przyspieszyłam kroku.
Nagle dostrzegłam swoją szansę. Z oddali majaczył kubeł na
śmieci. Nie najlepsza kryjówka, ale jeśli pobiegnie jeszcze
szybciej zyska trochę czasu, a aktualnie tylko tego potrzebowałam.
Cel był coraz bliżej. Otworzyłam pokrywę i wskoczyłam do srodka.
Nie zdziwiłam się gdy w środku nie zastałam żadnych śmieci,
wszystko co wędruje tutaj po jednym dniu zostaje wyrzunone za
granice miasta, ta by zawsze było tu czysto. Szybko wyciągnęłam
zwłożyny kawałek kartki i węgiel który kiedyś znalazłam i od
tego czasu zawsze był w mojej kieszeni.
Napisałam: ,,Stolica nie jest
tym czym myślimy, że jest''.
Papier ponownie zwinęłam i
związałam swoją małą niebieską gumką którą dostała kiedyś
od siostry. W tym momencie strażnicy dotarli do mnie. Otworzyli
pokrywę i nie dając mi szansy na wypowiedzenie słowa wycelowali w
nią pistoletem.
-Kryzys zażegnany –
powiedział jeden z nich do małegp urzędzenia na pozór
przypominającego telefon komórkowy, po czym wyjęli mnie ze
śmietnika. Kiedy ciągnęli mnie po ziemi coś wypadło mi z ręki.
Liścik i węgiel.
Rozdział 1
Oczami Katty
Pamiętam
jak kiedyś mama w tajemnicy opowiedziała mi historię naszego
świata. U nas nie wolno się uczyć samemu, lekcje w szkole są
krótkie i ułożone tak, by nie uczyć niczego. Poszłyśmy w głąb
lasu aż dotarłyśmy do starej opuszczonej hali, podobno to była
kiedyś giełda. Nasi przodkowie licytowali sprzedaż i zakup. Mama
opowiedziała mi też o powstaniu ustroju który aktualnie panuje u
nas, że kilkadziesiąt lat temu była tu wojna, i zrujnowała
wszystko. Opowiedziała mi wiele rzeczy, ale i tak wiedziałam, że
wiele z nich to kłamstwa lub niedopowiedzenia. Zawsze lubiłam
zadawać pytania, w domu robiłam to bez przerwy, a mama nie
próbowała mnie powstrzymać, zmienili się to, gdy poszłam do
szkoły. Moje pierwsze pytanie skończyło się krwawiącym
policzkiem, ukryłam to przed rodzicami, by ich dodatkowo nie
martwić, jeszcze długo nie poddawałam się, chciałam, by inni
uczniowie poszli moim śladem i nie bali się pytać, ale strach
górował nad nimi. Po pewnym czasie ja również nauczyłam się
bać. Wracałam do domu z zakrwawionymi oczami i tylko siostra była
chętna mi pomóc i mnie wysłuchać. Ona jest ode mnie o rok
starsza, jej jest łatwiej, wszyscy ją lubią, chłopcy w szkole,
sąsiedzi, nawet nauczyciele choć starają się to ukrywać. O mnie
nigdy nie mówią: piękna, niezwykła, cudowna, kiedyś nawet
słyszałam jak nasi sąsiedzi mówili o mnie jako o ,, nie
potrzebnym dziecku". Jean była lepsza ode mnie ww wszystkim,
potrafiła się dopasować i sprawiać wrażenie jakby się z tym
wszystkim zgadzała, podczas gdy przed snem rzucała wiązanką
przekleństw na Stolicę. Pewnie miała to po rodzicach, oboje byli
jak słup soli, nawet kiedy przybyli wysłannicy każąc przemalować
każdy dom na szaro. Rodzice bez zastanowienia wzięli pędzle i całą
noc malowali dom na ohydny ciemny szary kolor. Rano Nie poznałam
swojego mieszkania. Z rokiem na rok było coraz gorzej, zakaz
czytania książek, praca dla Stolicy od małego, wyrzeczenie się
wygody, szare ubrania. Nie mogłam uwierzyć, że robią to wszystko
dla naszego dobra, bo prawdę mówiąc ja nie czułam się dobrze.
-Katty?
Opowiesz mi co myślisz o obecnym ustroju?
-Wiem,
że to wszystko jest tylko dla mojego dobra, jestem wdzięczna władzą
za dbanie o nasz świat i za to, że mogę żyć.
Tą
regułę uczyłam się pięć lat, aż w końcu udało mi się samej w nią
uwierzyć.
Jednak
prawdziwe zło zaczęło się, gdy moja starsza siostra zaginęła.
***
Był
któryś z kolei poniedziałek, nigdy nie lubiłam poniedziałków,
tego dnia mieliśmy dodawanie z panem Schulz, a on lubił bić bez
powodu swoich uczniów linijką. To była moja któraś z kolei
lekcja tego przedmiotu i mimo strachu jaki czułam gdy przechodziła
kolo mnie, byłam szczęśliwa, że zrobiłam krok w mojej nauce.
Liczby bardzo mnie interesowały, ukradłam nawet kiedyś książkę
z biurka nauczyciela pod tytułem ''Liczby zwierciadłem na świat".
Była tam historia liczb, między innymi dowiedziałam się z niej,
że kiedyś dzieci uczyły się takiego przedmiotu jak matematyka, a
dodawanie zaczynali w wieku siedmiu lat, nie piętnastu.
Dziś
jak co tydzień weszłam do małego budynku i przeszłam przez
obskurny korytarz prosto do małej salki. Z jednej strony była
wypełniona pojedynczymi lawkami oddzielnymi od siebie o znaczną
odległość, by uczniowie nie mieli możliwości ze sobą
porozmawiać, w drugiej części sali znajdowało się biurko
nauczyciela i tablica stojąca na cienkich ubłoconych nóżkach.
Usiadłam
w drugiej ławce i wyciągnęłam mały piętnasto kartkowy zeszyt bi
ołówek. Kiedy wszystko leżało już na ławce oparłam głowę na łokciu i skupiłam się z uwagą na wszystkim w okół. Do klasy
właśnie weszła dziewczyna o czarnych sianowatych włosach, była
ubrana w przyduże spodnie i szarą koszulkę z rozciągnętymi
rękawami, a na głowie miała brudną chustę związaną w starym
stylu, była kiedyś u nich w domu z młodszym bratem i ojcem, nie
wiem co stało się z jej matką, ale na pewno nie chciała o tym
rozmawiać. Za nią wszedł chłopak o blond włosach, w połowie
przefarbowanych na brązowy kolor, u nas chłopacy z jasnymi włosami
nie byli akceptowani, to było zarezerwowane dla mieszkańców
Stolicy, gdyż oznaczało czystość której u nas brakowało.
Chłopak minął Katty jakby w ogóle nie istniała. Dzieci nie miały
prawa bawić się razem, dlatego ja znałam wszystkich tylko z
widzenia. Następnie weszło jeszcze kilka osób tak, że klasa była
w połowie pełna. Potem wszedł nauczyciel i juz wiedzieliśmy, że
nikt więcej nie wejdzie, nawet jak będzie chciał. Starszy
mężczyzna w nowoczesnym skafandrze w kolorze czarno - białym
spojrzał na nas z obrzydzeniem, zatrzymał wzrok na chwilę na
chłopaku z blond - brązowymi włosami, machnął ręką i zajął
swoje miejsce.
-Annabelle
- krzyknął wyciągając swój przenośny laptop. Tylko na lekcjach
mogłam widzieć laptop, ja jako poddany nie miałam prawa zbliżać
się do tak zaawansowanego sprzętu jak i nauczyciela.
Dziewczyna
o czarnych sianowatych włosach wstała.
-Ile
to jest pięć plus sześć? - spytał zdejmując swoje okrągłe
okulary. Żadko jaki mieszkaniec Stolicy miał problem ze wzrokiem,
dotyczyło to raczej tych starszych obywateli.
-dwadzieścia
- odpowiedziała ze strachem w głosie dziewczyna. Nauczyciel
spojrzał na nią, a potem uśmiechnął się i wpisał coś do
notesu mówiąc:
-Dobrze,
dobrze.
Jedenaście.
-David!
- pan wyczytał kolejne nazwisko i tym razem wstał jakiś niski
chłopak o wodnistych oczach i kręconej burzy rudych loków.
-Podaj
mi wynik działania dziesięć minus dwa.
-Pięć?
Nauczyciel zacmokał z wyraźną satysfakcją, kazał chłopcu usiąść i
wywołał kolejną osobę.
-
Katherine - to ja, Katherine lub po prostu Katty, u nas nie istnieją
nazwiska.
Wstałam
na równe nogi i spojrzałam przed siebie oczekując na pytanie.
-Powiedz
mi ile to jest trzy minus jeden.
-Dwa
- odpowiedziałam szybko.
Mężczyzna
spojrzał na z wyraźnym zdziwieniem.
-Pomyliłaś
się, podaj poprawny wynik! - rozkazał.
-
Nie pomyliłam się panie profesorze, trzy minus jeden to dwa.
Moja
odpowiedź najpewniej zdenerwowała nauczyciela, ale on postanowił
zachować spokój.
-Proszę
wyjść na chwilę na dwór, wszyscy oprócz Katherine.
Usiadłam
na swoje miejsce ze spuszczona głową patrząc jak mijają mnie moi
koledzy z klasy z uśmiechem satysfakcji. Kiedy w klasie zostałam
tylko ja i profesor podeszłam do niego.
-
Nie rozumiem Cię panno Katty, dostaję pani szansę nauki...- zaczął
spokojnie nawet na nią nie patrząc- ... a tak pani to marnuje - po
tych słowach odwrócił się w jej stronę i uderzył mnie z liścia
w policzek. Upadłam. Nauczyciel wstał i stanął przede mną.
-Takie
robaki jak ty nigdy nie rozumieją czym jest nauka - podszedł bliżej
jej twarzy przy okazji stając jej ciężkim butem na otwartej dłoni.
- Musisz znać swoje miejsce. A ono aktualnie nie jest w tej klasie.
Kiedy
pan znów wrócił na swoje miejsce mogła wstać.
-Co
to znaczy.
-Wyrzucam
cię ze szkoły, jesteś zwolniona z nauki, skoro nie potrafisz tego
robić tak jak ja ci każe.
Do
oczu napływały mi łzy, nauka choć znikoma dawała mi poczucie, że
coś umiem, a teraz odebrano mi to.
Podeszłam
do ławki, zabrałam swoje rzeczy i ruszyłam do wyjścia gdy
usłyszałam głos mojego byłego nauczyciela:
-A...i
oddaj mi moją książkę, bo to Ty mi ją ukradłaś, w takiej
sytuacji i tak jestem zbyt łaskawy.
***
Po
oddaniu książki ruszyłam przez korytarz który tym razem wydawał
się strasznie dłużyć, aż w końcu wypadła przez główne drzwi
na dwór. Od razu dostrzegłam całą moją klasę. Patrzyli się na
mnie jakby zaraz chcieli powiedzieć: Masz to na co zasłużyłaś.
Minęłam
ich ze spuszczoną głową, nie potrafiłam w tym momencie udawać,
że nie przegrałam.
Kiedy
tylko cała ta zgraja dzieciaków zniknęła mi z oczu rzuciłam się
biegiem w stronę mojego domu. Chciałam tylko wrócić do swojego
pokoju, rzucić się na łóżko i wyżalić się starszej siostrze.
Przeskoczyłam nad płotem który odgradzał nasz dom od domu sąsiadów i pobiegłam
prosto do małych drewnianych drzwi powoli wypadających z zawiasów.
Znalazłam się w małym pokoju łączącym w sobie kuchnie, salon i
jadalnię. W najbliższym rogu stała kanapa zawalona mnóstwem kocy,
szmat i wszystkiego co tylko mama znalazła w domu. Kuchnia była
minimalna, składała się ze zlewu, lodówki i pieca ściśniętych
razem tak, by zajmowały jak najmniej miejsca. W drugiej części
znajdował się sporej wielkości stół na pięć osób ciosany z
ciemnego drewna. Oprócz tego w pokoju były też dwie pary drzwi,
jedne prowadzące do małego pokoiku z dwoma łóżkami, a drugie
prowadzące do sypialni rodziców.
Mama
i tata i tej porze jeszcze pracują - pomyślałam - ale Jean powinna
być w domu.
Ruszyłam
biegiem do swojego pokoju
Pierwsze
co dostrzegłam to nie pościelone łóżko Jean, nie ono nie było
po prostu nie pościelone, wszystko co jeszcze przed wyjściem
znajdowało się na materacu leżało porozwalane na podłodze.
Pościel, ubrania, kartki. Sięgnęłam po jedną z nich i
momentalnie straciłam panowanie nad nogami. Oparłam się o komodę
i upadłam w dół, z oczu poleciały mi łzy. Przycisnęłam do
siebie kawałek papieru nie przestając płakać.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Okej jesteście osobiście pierwszymi osobami którym prezentuje fragment mojego opowiadania. Mam wrażenie, że ta cała przyszłość którą tu stworzyłam jest czymś w rodzaju odzwierciedlenia drugiej wojny światowej. Później będzie to o wiele bardziej widoczne.
Więc co myślicie? Zaciekawiło was? Czekam na szczere opinie.
Postaram się jeszcze dziś dodać rozdział, przepraszam, że nie było go wczoraj, ale uczyłam się do pracy klasowej z hiszpańskiego której ostatecznie nie było.
-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Okej jesteście osobiście pierwszymi osobami którym prezentuje fragment mojego opowiadania. Mam wrażenie, że ta cała przyszłość którą tu stworzyłam jest czymś w rodzaju odzwierciedlenia drugiej wojny światowej. Później będzie to o wiele bardziej widoczne.
Więc co myślicie? Zaciekawiło was? Czekam na szczere opinie.
Postaram się jeszcze dziś dodać rozdział, przepraszam, że nie było go wczoraj, ale uczyłam się do pracy klasowej z hiszpańskiego której ostatecznie nie było.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli przeczytałeś zostaw komentarz dzięki
Klaus//<3