czwartek, 21 maja 2015

Opowiadanie

Prolog


Czarna dziura. Tym jest ten nowy świat. A po co został stworzony? By pozwolić zapomnieć o błędach przeszłości. Jednak coś poszło nie tak, z demonstracyjnego państwa przekształciło się w despotyczne królestwo rządzone z jednego punktu znanego jako: Stolica. Otoczone murem miasto zostało oderwane od reszty świata. A raczej resztę świata odizolowano od stolicy. Miasteczka oddzielone były od centrum nie tylko murem, ale i lasem ciągnącym się w nieskończoność. Jeszcze nikomu spoza Stolicy nie udało się tam dostać. Do teraz... ktoś z zewnątrz włamał się do Białego Królestwa.


***


Oczami Jean


Biegłam ile sił w nogach. Czułam jak żołądek boleśnie mi się ściska. Nie mogłam się zatrzymać, nie teraz. Moje brudne podeszwy zostawiały ślady na nieskazitelnym podłożu. Biały beton po chwili odzyskał swój dawny blask. Znów spojrzałam się za siebie co było jednym z wielu błędów popełnionych przeze mnie tego dnia. W szkole uczyli mnie bym powstrzymywała ciekawość, bo to może mnie kiedyś zgubić. Może coś w tym było. Gonili mnie dwaj mężczyźni w biało-szarych kombinezonach bojowych. Kolory ich skafandrów miały zapewne symbolizować łącze między Stolicą, a tym co z świata pozostało. W rękach trzymali pistolety napakowane czerwonymi strzałkami. Minęłam kolejny budynek, ani żywej duszy. Można, by pomyśleć, że w tak dużym mieście jak to znaleźliby się jacyś ludzie. Ale Stolica nie była zwykłym miastem, już to wiedziałam i dopilnuję, by inni też się dowiedzieli. Usłyszałam świst i jedna ze strzałek ugodziła mnie w przedramię. Poczułam piekący ból który powoli rozprzestrzeniał się po całej ręce. Przyspieszyłam kroku. Nagle dostrzegłam swoją szansę. Z oddali majaczył kubeł na śmieci. Nie najlepsza kryjówka, ale jeśli pobiegnie jeszcze szybciej zyska trochę czasu, a aktualnie tylko tego potrzebowałam. Cel był coraz bliżej. Otworzyłam pokrywę i wskoczyłam do srodka. Nie zdziwiłam się gdy w środku nie zastałam żadnych śmieci, wszystko co wędruje tutaj po jednym dniu zostaje wyrzunone za granice miasta, ta by zawsze było tu czysto. Szybko wyciągnęłam zwłożyny kawałek kartki i węgiel który kiedyś znalazłam i od tego czasu zawsze był w mojej kieszeni.
Napisałam: ,,Stolica nie jest tym czym myślimy, że jest''.
Papier ponownie zwinęłam i związałam swoją małą niebieską gumką którą dostała kiedyś od siostry. W tym momencie strażnicy dotarli do mnie. Otworzyli pokrywę i nie dając mi szansy na wypowiedzenie słowa wycelowali w nią pistoletem.
-Kryzys zażegnany – powiedział jeden z nich do małegp urzędzenia na pozór przypominającego telefon komórkowy, po czym wyjęli mnie ze śmietnika. Kiedy ciągnęli mnie po ziemi coś wypadło mi z ręki.
Liścik i węgiel.


Rozdział 1


Oczami Katty


Pamiętam jak kiedyś mama w tajemnicy opowiedziała mi historię naszego świata. U nas nie wolno się uczyć samemu, lekcje w szkole są krótkie i ułożone tak, by nie uczyć niczego. Poszłyśmy w głąb lasu aż dotarłyśmy do starej opuszczonej hali, podobno to była kiedyś giełda. Nasi przodkowie licytowali sprzedaż i zakup. Mama opowiedziała mi też o powstaniu ustroju który aktualnie panuje u nas, że kilkadziesiąt lat temu była tu wojna, i zrujnowała wszystko. Opowiedziała mi wiele rzeczy, ale i tak wiedziałam, że wiele z nich to kłamstwa lub niedopowiedzenia. Zawsze lubiłam zadawać pytania, w domu robiłam to bez przerwy, a mama nie próbowała mnie powstrzymać, zmienili się to, gdy poszłam do szkoły. Moje pierwsze pytanie skończyło się krwawiącym policzkiem, ukryłam to przed rodzicami, by ich dodatkowo nie martwić, jeszcze długo nie poddawałam się, chciałam, by inni uczniowie poszli moim śladem i nie bali się pytać, ale strach górował nad nimi. Po pewnym czasie ja również nauczyłam się bać. Wracałam do domu z zakrwawionymi oczami i tylko siostra była chętna mi pomóc i mnie wysłuchać. Ona jest ode mnie o rok starsza, jej jest łatwiej, wszyscy ją lubią, chłopcy w szkole, sąsiedzi, nawet nauczyciele choć starają się to ukrywać. O mnie nigdy nie mówią: piękna, niezwykła, cudowna, kiedyś nawet słyszałam jak nasi sąsiedzi mówili o mnie jako o ,, nie potrzebnym dziecku". Jean była lepsza ode mnie ww wszystkim, potrafiła się dopasować i sprawiać wrażenie jakby się z tym wszystkim zgadzała, podczas gdy przed snem rzucała wiązanką przekleństw na Stolicę. Pewnie miała to po rodzicach, oboje byli jak słup soli, nawet kiedy przybyli wysłannicy każąc przemalować każdy dom na szaro. Rodzice bez zastanowienia wzięli pędzle i całą noc malowali dom na ohydny ciemny szary kolor. Rano Nie poznałam swojego mieszkania. Z rokiem na rok było coraz gorzej, zakaz czytania książek, praca dla Stolicy od małego, wyrzeczenie się wygody, szare ubrania. Nie mogłam uwierzyć, że robią to wszystko dla naszego dobra, bo prawdę mówiąc ja nie czułam się dobrze.
-Katty? Opowiesz mi co myślisz o obecnym ustroju?
-Wiem, że to wszystko jest tylko dla mojego dobra, jestem wdzięczna władzą za dbanie o nasz świat i za to, że mogę żyć.
Tą regułę uczyłam się pięć lat, aż w końcu udało mi się samej w nią uwierzyć.
Jednak prawdziwe zło zaczęło się, gdy moja starsza siostra zaginęła.


***


Był któryś z kolei poniedziałek, nigdy nie lubiłam poniedziałków, tego dnia mieliśmy dodawanie z panem Schulz, a on lubił bić bez powodu swoich uczniów linijką. To była moja któraś z kolei lekcja tego przedmiotu i mimo strachu jaki czułam gdy przechodziła kolo mnie, byłam szczęśliwa, że zrobiłam krok w mojej nauce. Liczby bardzo mnie interesowały, ukradłam nawet kiedyś książkę z biurka nauczyciela pod tytułem ''Liczby zwierciadłem na świat". Była tam historia liczb, między innymi dowiedziałam się z niej, że kiedyś dzieci uczyły się takiego przedmiotu jak matematyka, a dodawanie zaczynali w wieku siedmiu lat, nie piętnastu.
Dziś jak co tydzień weszłam do małego budynku i przeszłam przez obskurny korytarz prosto do małej salki. Z jednej strony była wypełniona pojedynczymi lawkami oddzielnymi od siebie o znaczną odległość, by uczniowie nie mieli możliwości ze sobą porozmawiać, w drugiej części sali znajdowało się biurko nauczyciela i tablica stojąca na cienkich ubłoconych nóżkach.
Usiadłam w drugiej ławce i wyciągnęłam mały piętnasto kartkowy zeszyt bi ołówek. Kiedy wszystko leżało już na ławce oparłam głowę na łokciu i skupiłam się z uwagą na wszystkim w okół. Do klasy właśnie weszła dziewczyna o czarnych sianowatych włosach, była ubrana w przyduże spodnie i szarą koszulkę z rozciągnętymi rękawami, a na głowie miała brudną chustę związaną w starym stylu, była kiedyś u nich w domu z młodszym bratem i ojcem, nie wiem co stało się z jej matką, ale na pewno nie chciała o tym rozmawiać. Za nią wszedł chłopak o blond włosach, w połowie przefarbowanych na brązowy kolor, u nas chłopacy z jasnymi włosami nie byli akceptowani, to było zarezerwowane dla mieszkańców Stolicy, gdyż oznaczało czystość której u nas brakowało. Chłopak minął Katty jakby w ogóle nie istniała. Dzieci nie miały prawa bawić się razem, dlatego ja znałam wszystkich tylko z widzenia. Następnie weszło jeszcze kilka osób tak, że klasa była w połowie pełna. Potem wszedł nauczyciel i juz wiedzieliśmy, że nikt więcej nie wejdzie, nawet jak będzie chciał. Starszy mężczyzna w nowoczesnym skafandrze w kolorze czarno - białym spojrzał na nas z obrzydzeniem, zatrzymał wzrok na chwilę na chłopaku z blond - brązowymi włosami, machnął ręką i zajął swoje miejsce.
-Annabelle - krzyknął wyciągając swój przenośny laptop. Tylko na lekcjach mogłam widzieć laptop, ja jako poddany nie miałam prawa zbliżać się do tak zaawansowanego sprzętu jak i nauczyciela.
Dziewczyna o czarnych sianowatych włosach wstała.
-Ile to jest pięć plus sześć? - spytał zdejmując swoje okrągłe okulary. Żadko jaki mieszkaniec Stolicy miał problem ze wzrokiem, dotyczyło to raczej tych starszych obywateli.
-dwadzieścia - odpowiedziała ze strachem w głosie dziewczyna. Nauczyciel spojrzał na nią, a potem uśmiechnął się i wpisał coś do notesu mówiąc:
-Dobrze, dobrze.
Jedenaście.
-David! - pan wyczytał kolejne nazwisko i tym razem wstał jakiś niski chłopak o wodnistych oczach i kręconej burzy rudych loków.
-Podaj mi wynik działania dziesięć minus dwa.
-Pięć?
Nauczyciel zacmokał z wyraźną satysfakcją, kazał chłopcu usiąść i wywołał kolejną osobę.
- Katherine - to ja, Katherine lub po prostu Katty, u nas nie istnieją nazwiska.
Wstałam na równe nogi i spojrzałam przed siebie oczekując na pytanie.
-Powiedz mi ile to jest trzy minus jeden.
-Dwa - odpowiedziałam szybko.
Mężczyzna spojrzał na z wyraźnym zdziwieniem.
-Pomyliłaś się, podaj poprawny wynik! - rozkazał.
- Nie pomyliłam się panie profesorze, trzy minus jeden to dwa.
Moja odpowiedź najpewniej zdenerwowała nauczyciela, ale on postanowił zachować spokój.
-Proszę wyjść na chwilę na dwór, wszyscy oprócz Katherine.
Usiadłam na swoje miejsce ze spuszczona głową patrząc jak mijają mnie moi koledzy z klasy z uśmiechem satysfakcji. Kiedy w klasie zostałam tylko ja i profesor podeszłam do niego.
- Nie rozumiem Cię panno Katty, dostaję pani szansę nauki...- zaczął spokojnie nawet na nią nie patrząc- ... a tak pani to marnuje - po tych słowach odwrócił się w jej stronę i uderzył mnie z liścia w policzek. Upadłam. Nauczyciel wstał i stanął przede mną.
-Takie robaki jak ty nigdy nie rozumieją czym jest nauka - podszedł bliżej jej twarzy przy okazji stając jej ciężkim butem na otwartej dłoni. - Musisz znać swoje miejsce. A ono aktualnie nie jest w tej klasie.
Kiedy pan znów wrócił na swoje miejsce mogła wstać.
-Co to znaczy.
-Wyrzucam cię ze szkoły, jesteś zwolniona z nauki, skoro nie potrafisz tego robić tak jak ja ci każe.
Do oczu napływały mi łzy, nauka choć znikoma dawała mi poczucie, że coś umiem, a teraz odebrano mi to.
Podeszłam do ławki, zabrałam swoje rzeczy i ruszyłam do wyjścia gdy usłyszałam głos mojego byłego nauczyciela:
-A...i oddaj mi moją książkę, bo to Ty mi ją ukradłaś, w takiej sytuacji i tak jestem zbyt łaskawy.

***

Po oddaniu książki ruszyłam przez korytarz który tym razem wydawał się strasznie dłużyć, aż w końcu wypadła przez główne drzwi na dwór. Od razu dostrzegłam całą moją klasę. Patrzyli się na mnie jakby zaraz chcieli powiedzieć: Masz to na co zasłużyłaś.
Minęłam ich ze spuszczoną głową, nie potrafiłam w tym momencie udawać, że nie przegrałam.
Kiedy tylko cała ta zgraja dzieciaków zniknęła mi z oczu rzuciłam się biegiem w stronę mojego domu. Chciałam tylko wrócić do swojego pokoju, rzucić się na łóżko i wyżalić się starszej siostrze.
Przeskoczyłam nad płotem który odgradzał nasz dom od domu sąsiadów i pobiegłam prosto do małych drewnianych drzwi powoli wypadających z zawiasów. Znalazłam się w małym pokoju łączącym w sobie kuchnie, salon i jadalnię. W najbliższym rogu stała kanapa zawalona mnóstwem kocy, szmat i wszystkiego co tylko mama znalazła w domu. Kuchnia była minimalna, składała się ze zlewu, lodówki i pieca ściśniętych razem tak, by zajmowały jak najmniej miejsca. W drugiej części znajdował się sporej wielkości stół na pięć osób ciosany z ciemnego drewna. Oprócz tego w pokoju były też dwie pary drzwi, jedne prowadzące do małego pokoiku z dwoma łóżkami, a drugie prowadzące do sypialni rodziców.
Mama i tata i tej porze jeszcze pracują - pomyślałam - ale Jean powinna być w domu.
Ruszyłam biegiem do swojego pokoju
Pierwsze co dostrzegłam to nie pościelone łóżko Jean, nie ono nie było po prostu nie pościelone, wszystko co jeszcze przed wyjściem znajdowało się na materacu leżało porozwalane na podłodze. Pościel, ubrania, kartki. Sięgnęłam po jedną z nich i momentalnie straciłam panowanie nad nogami. Oparłam się o komodę i upadłam w dół, z oczu poleciały mi łzy. Przycisnęłam do siebie kawałek papieru nie przestając płakać.


-------------------------------------------------------------------------------------------------------
Okej jesteście osobiście pierwszymi osobami którym prezentuje fragment mojego opowiadania. Mam wrażenie, że ta cała przyszłość którą tu stworzyłam jest czymś w rodzaju odzwierciedlenia drugiej wojny światowej. Później będzie to o wiele bardziej widoczne.
Więc co myślicie? Zaciekawiło was? Czekam na szczere opinie. 
Postaram się jeszcze dziś dodać rozdział, przepraszam, że nie było go wczoraj, ale uczyłam się do pracy klasowej z hiszpańskiego której ostatecznie nie było.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli przeczytałeś zostaw komentarz dzięki
Klaus//<3