piątek, 10 kwietnia 2015

Odcinek 23 Lud orzekł!

W sobotę niestety musiałam pojawić się w parku. Tak bardzo tego nie chciałam, bo tam miał być on i ona! Federico i Jane! Wyglądali razem jak przesłodzona para składająca się z Myszki Mini i Hefalumpa, niedopasowani, dziwaczni i obrzydliwi. Ile miałam jeszcze znosić ich uśmieszki, buziaki z bliska jak i z daleka, ale najgorsze było, gdy byli od siebie daleko. Wtedy ona siadała na jakimś krześle i wpatrywała się w niego jak w obrazek, a on? On ją ignorował. Ja jednak nie byłam tak odporna na głupotę jak on. Musiałam znosić jej wyimaginowane zachcianki, pytania i wpadki które burzyły cały rytm mojej pracy. Ona była jak żywy buldożer potrafiący zniszczyć moje życie, gdy tylko ktoś da jej znak do działania.
Dziś jednak nie mogłam pozwolić, by huragan Jane zaprzepaścił moją szansę na rozwiniecie kariery.
Jak zwykle obudziłam się o godzinie siódmej spostrzegając, że nigdzie nie ma Violetty którą z resztą ostatnio prawie w ogóle nie widywała. Ale przecież każda z nich miała teraz własne sprawy: Ona Leona, ja Federico i jego sukowatą dziewczynę. 
Ledwo trzymając się na nogach wpełzłam do garderoby, by już po chwili wyjść z garścią ubrań z którymi skierowałam się do łazienki.Stanęłam przed lekko zaparowanym lustrem, oparłam dłonie na rogach umywalki i wpatrzyłam się w swoją zaspaną twarz. Od razu sięgnęłam po kosmetyczkę, trzeba było coś zrobić z tym potworkiem. Wyciągnęłam stamtąd tusz do rzęs i eyeliner i już po kilku minutach miałam ładnie podkreślone czarne oczy. Potem sięgnęłam po szczoteczkę i zaczęłam energicznie myć zęby, trwało to około trzy minuty, później nałożyłam czerwoną jak krew szminkę i cmokając ustami upewniłam się, że się nie rozmażę. Zostały mi tylko włosy, postanowiłam je zakręcić tak jak zazwyczaj. Wyciągnęłam lokówkę, wtedy rozległ się dźwięk telefonu. Odłożyłam przedmiot, by się nagrzał i pobiegłam do salonu. Chwyciłam za lekko staromodny telefon na kabelek i powiedziałam:
-Tak słucham?
-Violetta? - rozległ się lekko ochrypły męski głos.
-Nie, Ludmiła, a kto mówi?
-Diego
Skądś kojarzyłam to imię, Violetta musiała o nim mówić, ale co dkoładnie go z nią wiązało, tego nie potrafiłam sobie przypomnieć.
-Czego chcesz od Violetty? - postanowiłam grać neutralną, ale z góry ten chłopak mi się nie spodobał, dlatego w moim tonie dało się wyczuć nutę niechęci.
-Właściwie to chcę czegoś od ciebie.
Czego on mógłby chcieć ode mnie? Przecież nawet mnie nie zna.
-Gadaj! - rozkazałam mu.
-Powiedz twojej przyjaciółce, że ją zostawię, na razie...
-Zostawisz, ale...?
-...a i powiedz, że to koniec zakładu.
Czekaj, czekaj. zakład, chłopak o wyczuwalnej w głosie miłości do siebie samego? Coś mi się przypomina...
-Ty jesteś ten Diego!
-Czyżby moja reputacja mnie wyprzedzała?
-Ty marny sukinsy...co ty znowu kombinujesz?!
-Nic co ma związek z tobą, a może ma. Przekonasz się. Przekazałem ci tyle ile chciałem, więcej nie musisz wiedzieć - po tych słowach rozległ się krótki sygnał i już wiedziałam, że nie ma nikogo na drugiej linii.
Cholerny dupek!

***

Wściekłość zżerała mnie od środka, od jakiś piętnastu minut kręciłam się po pokoju zastanwiając się czy napisać do Violi. W końcu wyciągnęłam telefon i zaczęłam klikać.

Do Violetty:

Będziesz na festiwalu?

Stwierdziłam, że wolę jej przekazać tą informacje osobiście, a nie przez telefon.
Schowałam przedmiot do torebki i zaczęłam się ubierać. Dziś postanowiłam założyć granatowe rurki, różowy top i  błękitną kurtkę w lamparcie cętki. Jeszcze raz przejrzałam się w lustrze, po czym chwytając moją torebkę wyszłam

Na dworzu poczułam od razu podmuch ciepłego powietrza. Skierowałam się na najbliższy przystanek autobusowy. Zazwyczaj wolałam chodzić pieszo, ale dziś wolałam nie natknąć się po drodze na nikogo. A mówiąc nikogo mam namyśli Fede i Jane.
Gdy autobus się pojawił wsiadłam do środka i zajęłam miejsce koło szyby na której oparłam głowę, by móc przyglądać się wszystkiemu co działo się na zewnątrz.

***

- Ty byłaś w ciąży ?
- Tak byłam szkoda, że tego nie pamiętasz zrozum zależy mi na tobie.
Objęłam jego policzek. Oderwał się ode mnie
- Wyjdź nie chcę żyć przeszłością, wyjść proszę.
Wstałam po czym po prostu odeszłam. Na zawsze? Nie, nie dam mu spokoju tylko odpocząć by zatęsknił. Postanowiłam przejść się uliczkami naszego parku tu przypominają mi się wszystkie chwile i złe, i dobre.
- Wszystko było warto aż do teraz, bo co najmniej cię poznałam.
 Zaczęłam sobie nucić  dawną piosenkę.
- Violetta?
- Damien przepraszam ja..
- Nie przepraszaj możesz sobie poukładać życie masz na to dwa tygodnie. Powiedział po czym pocałował mnie w policzek i odszedł. Znów zostałam sama super. Po chwili płaczu na naszej ławce wróciłam do domu.Nagle dostrzegłam, że dostałam esemesa i to dobrą godzinę temu.

Od Ludmiły:

Będziesz na festiwalu?

O Boże festiwal, zupełnie o nim zapomniałam. Szybko odpisałam jej ,,Tak'' i skierowałam się do drzwi wyjściowych.

***


Dojechałam na miejsce i skierowałam się w stronę parku, gdzie z daleka widać było wielką scenę i tłum ludzi.
Nie potrafiłam dostrzec tam Federico, nie żeby mi zależało.
Nagle ktoś zakrył mi oczy. Przestraszyłam się i odruchowo walnęłam go z łokcia w brzuch. Usłyszałam za sobą jęk i od razu poznałam tą osobę. Odwróciłam się i przytuliłam do siebie Carsona.
-Przepraszam, ostatnio jestem zestresowana - wyjaśniłam 
-Nic się nie stało, po prostu jestem zdziwiony, że dziewczyna może mieć tyle siły w łokciu.
-Wyćwiczyłam to na zakupach - wzruszyłam ramionami uśmiechając się lekko. - Cieszę się, ze tu jesteś, chociaż jedna miła osoba. 
-Ludmiła!  - zwróciłam się w kierunku głosu i dostrzegłam prezydenta.
-Mówiłam, jesteś jedyną miłą osobą.
-Ludmiła stało się coś strasznego. Hayley Willliams miała otwierać wydarzenie razem z Federico, ale właśnie dzwoniła, że nie przyjedzie!
-No i co teraz?
-Muszę znaleźć kogoś, kogoś kto nie ma nic do roboty i zna każdy szczegół wydarzenia 
-Może Ludmi - zaproponował Carson, a ja za to pogroziłam mu łokciem.
-Całkiem niezła myśl, fakt jesteś trochę nie doświadczona i źle ubrana, ale jakoś to załatwimy.
Próbowałam protestować, ale zanim się spostrzegłam siedziałam na obrotowym fotelu, gdzie styliści szukali dla mnie idealnej kreacji.


***

Gdy siedziałam tak na fotelu z wałkami na włosach zobaczyłam Violette próbującą wybadać mnie wzrokiem. Udało jej się i już kierowała się w moją stronę.
-Ludmiła co się dzieje?
-Będę występować - wyjaśniłam
-To wspaniale - ucieszyła się dziewczyna
-Z Federico
-A to już nie tak wspaniale
-Słuchaj nie ważna jestem ja, muszę ci coś ważnego powiedzieć...
-Ludmiła czas na przymiarkę stroju! - rozległ się krzyk jednego ze stylistów.
-Idź, powiesz mi później 

Skierowałam się w stronę przymierzalni, by już po chwili wyjść w pięknej różowej sukience w lamparcie cętki i czarnym futrzanym bolerku.
-Prosze bardzo, strój Hayley Williams w wersji Ludmistycznej! 
-Ludmistycznej? - zapytałam nie wierząc własnym uszom. 
-Nie marudź, masz pół godziny.
Yes! W końcu pozbyłam się irytującego stylisty i mogłam pogadać z Violą.
Szybko zeszłam z krzesła i poszłam jej szukać. Odnalazłam ją w tłumie.
-Violu muszę ci powiedzieć coś ważnego...
-No to mów - odpowiedziała
-Bo dzwonił do mnie...
-Hej Ludmi...
-Czego znowu?! - oburzyłam się, odwróciłam się i spostrzegłam Federico. To jeszcze bardziej mnie wkurzyło. Przeprosiłam Violette na chwilę i stanęłam przed chłopakiem ze srzyżowanymi rękami na piersi.
-Co było tak ważne, że musiałeś mnie zirytować swoją osobą?
-Ładnie wyglądasz
-A nie powinieneś tego mówić swojej dziewczynie?
To go zbiło z tropu. Ludmiła - jeden, Federico - zero.
-Wzywają nas, podobno masz ze mną występować - widziałam ten jego szatański uśmiech. On coś kombinował.
-Nie wyobrażaj sobie zbyt wiele
Skierowałam się razem z Fede za kulisy, gdzie zajęłam wyznaczone mi miejsce. Wyciągnęłam telefon i zaczęłam pisać do Violi, zeby przyszła za kulisy.
-Uwaga! Zaczynamy - rozległ się donośny głos i zobaczyłam jak Fede wybiega na scenę machając rękoma do ludzi stojących w parku.
Za chwilę mam się pojawić koło niego...Violetta?
-Hej, nie chcieli mnie wpuścić, co masz mi takiego ważnego do powiedzenia, że nie mogło poczekać do końca uroczystości?
-Diego dzwonił - wypaliłam zanim ktoś zdążyłby nam przerwać - powiedział, że koniec zakładu i, że wyjeżdża. 
Widziałam minę Violetty, chciałam z nią być w tym momencie, ale nagle w sali pojawili się dwaj wielcy mężczyźni którzy poprowadzili mnie prosto na scenę. Chwyciłam szybko mikrofon i wyszłam na zewnątrz. 
PRzywitał mnie tłum gromkich oklasków. 
-Witajcie kochani, jak się bawicie? - krzyknęłam starając się udawać radość.
-Jak widzicie to nie Hayley, ale to chyba nie jest duża strata.
-Gdyby zamiast ciebie dali Hayley to nie byłaby duża strata - odpowiedziałam mu na co tłum zgodnie wybuchł śmiechem.
-O co ci chodzi, próbuje być miły i wszystko naprawić - podszedł do mnie najwidoczniej zapominając o mikrofonie.
-Wszystko naprawić? I Jane to pewnie wielki element twojego planu. 
-Ty mnie nawet nie chcesz wysłuchać!
-Bo po co, wszystko już i tak wiem - powiedziałam ze spokojem w głosie.
-Nie wiesz. Nie wiesz wielu rzeczy Ludmiło Ferro. A jedną z najważniejszych jest to, ze kocham i żałuję. Żałuję, że zachowałem się jak kretyn, ale to nie znczyło, ze przestałem kochać. Nigdy nie przestanę.
-Nie mogę Fede... - wydusiłam z siebie.
-Co mam zrobić, zebyś mi wybaczyła?
Nagle rozległo się wołanie ludzi ,,wybacz mu!''. Dostrzegłam Violettę z kulisami roześmianą wołającą te słowa, przed sceną Carsona klaskającego i powtarzającego za innymi.
-Lud orzekł - powiedziałam i rzuciłam mu sie na szyje, by po chwili przywrzeć swoimi ustami do jego. Zdążyłam już zapomnieć jak idealnie do siebie pasują.

Po kilkunastu sekundach oderwaliśmy się od siebie. 
-Mamy jeszcze dla was jedną atrakcje zanim zacznie się prawdizwe widowisko - krzyknął Fede spoglądając na tłum - panie i panowie. Ludmiła Ferro!
-Co? Nie, Fede ja nie mogę - powiedziałam do chłopaka
-Możesz, uwierz w siebie, tak jak ja wierzę w ciebie.



Gdy muzyka się skończyła czułam się wspaniale. Spojrzałam  na Federico który właśnie przedstawiał pierwszy zespół. Kiedy to zrobił chwycił mnie za rękę i machając do ludzi wyszliśmy stamtąd.
-Byłaś cudowna! - krzyknął gdy tylko zniknęliśmy za sceną.
-To wszystko dzięki tobie
-Pomogłem ci tylko odkryć twoje powołanie
-Jak to powołanie? Jasne to była super zabawa, ale nie mam zamiaru się tym zajmować.
-Ale byłaś na prawdę wspaniała
-Fede ja uwielbiam przygotowywać koncerty, to ty jesteś gwiazdą, nie ja.
-Ludmi, chodzi o to, ze moja wytwórnia wyznaczyła mi nową trasę. Nie chcę cie opuszczać
-Ale musisz, tym razem nie odchodzisz ode mnie jak poprzednio, bo ja daję ci wolność. Spełniaj marzenia, ja zrobię to samo, a jeśli było nam pisane być razem to będziemy. -  czułam jak łzy napływają mi do oczu, Fede próbował być silny, ale po chwili już ściskał mnie w ramionach. Odsunęliśmy się od siebie, a on złożył krótki pocałunek na moich ustach.
-Odnajdę cię, obiecuję

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Tak, na to wygląda Fedemila the end. Jak wam się  podobało? Jutro one shot. Nie wiem, czy kontynuować tą historię (Fedemila), jak myślicie. Robić dalej, czy skupić się na One Shotach. Co myślicie o tym zakończeniu, bo ja odczuwałam emocje razem z bohaterami, wiem końcówka trochę jakby an szybko, ale piszę to tuż przed północą i już nie mam kompletnie siły. A, więc dobranoc.

Hehehe co mnie rozśmieszyło jak zobaczyłam jak rozdział wygląda na blogu - to, że ja go i tak skróciłam, a i tak jest mega długi. Mam nadzieję, że to nikogo nie zniechęci.

2 komentarze:

  1. Aaaa Fedemilaa !!!!! :)
    Rozdział boski cudowny :)
    Dużo weny do nastepnego i do os ! :)
    Buziakiii <3<3

    OdpowiedzUsuń

Jeśli przeczytałeś zostaw komentarz dzięki
Klaus//<3