wtorek, 21 kwietnia 2015

3x05 Już dobrze

Oczami Violetty:
Nie sądziłam że mogą być tak bardo źli co ja im to znaczy co ja zrobiłam takiego Diego że mnie tak znienawidził? Bo Davidowi nic nie zrobiłam, a dla niego ten nasz seks nic nie znaczył ja zapomniałam i on też chociaż nie wiem dlaczego wtedy to zrobiłam przecież kochałam Leona.
Zbliżała się godzina spotkania jeśli nie przyjdzie? Jeśli już nigdy więcej go nie spotkam co ja wtedy zrobię? Przez ten rok zachowywałam się tak jak dziwka trzeba przyznać, ale to koniec jedyną osobą z którą pójdę kiedykolwiek do łóżka będzie Leon nawet jeśli to miało by się nigdy nie zdaarzyć będę mu wierna.
Szybko się ubrałam w moje nowo kupione ubrania po czym poszłam do naszej ulubionej kawiarni.
Mijały godziny, a jego ciągle nie było. Spojrzałam na zegarek 20:30 trochę się spóźnił.
- Przepraszam coś jeszcze podać?
- Tak poproszę capucino i jabłecznik.
Kelnerka zapisała wszystko na kartce.
- Przepraszam o której zamykacie?
- Dziś 22.
- Dziękuje.
Cały czas patrzyłam na drzwi wejściowe. Co chwile ktoś wchodził do kawiarni, ale ciągle nie był to on. Nic dziwnego że tyle tu ludzi robią pyszną kawę i ciasto.
Po 10 minutach dostałam swoje zamówienie.
- Nie przyszedł, nie przyjdzie i nie miał zamiaru przyjść.- powiedziałam sama do siebie.
Gdy zjadłam posiłek zaczęłam się ubierać. Do oczu nabierały mi się łzy których nie mogłam opanować.  Pomyśleć że 4 lata temu było tak dobrze, a dzień później huj strzelił.
Ostatni raz spojrzałam na drzwi wejściowe nie było go. Drzwiami wyjściowymi wyszłam na dwór miałam ochotę się zabić po prostu zapomnieć o wszystkim.
Oczami Leona:
Biegiem wszedłem do kawiarni w której byłem umówiony z Violettą spotkanie mi się przeciągnęło dlatego nie pojawiłem się na czas.
- Ym przepraszam czy nie było tu jej?-pokazałem kelnerce zdjęcie Violetty.
- Tak była 10 minut temu wyszła czekała dosyć długo na kogoś, ale chyba nie przyszedł.-uśmiechnęła się delikatnie do mnie.
Gdzie ona mogła pójść? Już wiem!!
Tak szybko jak tu się pojawiłem wyszedłem z kawiarni kierując się do parku.
Wiedziałem że tam jest siedziała nad jeziorkiem i się trzęsła. Nic dziwnego zimno jest zdjąłem swoją bluzę po czym włożyłem na nią. Odwróciła się do mnie. Nie powiedziała nic tylko wtuliła się we mnie. Widziałem w jej oczach wielki smutek i spadające co chwilę łzy.
Do jasnej cholery czemu mimo wszystko ja wierze właśnie jej chociaż każdy mówi co innego?
- Ciii, już dobrze jestem tu.-powiedziałem spoglądając na nią.
- Myślałam że już cię więcej nie zobaczę.

Oczami Ludmiły:

 - Naprawdę? - zdziwiła się Lindy.
- Tak, tu mogłaby stać scena - wskazałam na ścianę przypominającą Nowy Jork. - A tu rozstawiłoby się krzesła, kiedy weszła by kapela po prostu przeniosło by się je do kuchni, by dać ludziom więcej miejsca. To byłaby świetna reklama dla naszej restauracji. Chodź muszę zadzwonić do Fabia!
- On się nazywa Fabio? To jak dla jakieś papużki - powiedziała śmiejąc się z własnego beznadziejnego żartu.
- Lindy, opanuj się.  Dzwonię.  - po tych słowach przyłożyłam telefon do ucha.
- Dzień dobry proszę pana tu Ludmiła,  chyba właśnie rozwiązałam nasz problem.
Oczami Ludmiły:
Odłożyłam słuchawkę i spojrzałam na moją przyjaciółkę.
- Powiedział, że to przemyśli - powiedziałam i zaczęłam skakać z radości razem z Lindy.
- Okej, cieszę się, ale skoro jest szansa, że jakieś epickie wydarzenie odbędzie się u nas, musimy zacząć pracę nad Round The World.
- Masz rację,  więc co musimy zrobić?
- Może zaczniemy od zatrudnienia pracowników? Menu mamy, wystrój jest, potrzebujemy kilku kucharzy i kelnerów.
- Okej, czas rozruszać Round The World.

-----------------
Jak wam się podoba rozdział?
Wiem, Fedemiła tym razem trochę krótka, ale mam ostatnio mało czasu.
Do zobaczenia ;)



3 komentarze:

Jeśli przeczytałeś zostaw komentarz dzięki
Klaus//<3